4/12 "Tatusiu, nie pasuje ci bluzeczka do spodni"
12/12 "Mania będzie robić bałwana. Najpierw dużą kulkę, a potem małą kulkę"
21/12 Mania kładzie się spać: "Misia, króliczki dwie obie i dzidziusia jeszcze zapomniałam" (tak, wszystko targała do łóżka)
23/12 Siedzę sobie spokojnie w toalecie, a tu: "Mamoo, chcę sikuuu! Otwieraj! Bo się zsikam do butów i będzie kłopot!" (przekonała mnie)
Pielęgniarka (do Mani): A masz jeszcze naklejkę z dzidziusiem.
Mania (niezrozumiale przez smoczka): Mania nie ma efinka.
Ja: Wyjmij smoczka, bo nie rozumiemy, co mówisz.
Mania (bez smoczka, głośno i dosadnie): Nie ma delfinka!!!
No więc, ten tego... ;)
3. juziućko
4. ciapćka
5. pidolol
6. kepciuk
7. jafinićki
8. ojojonga
Trochę podejrzewałam, że jak minie pierwszy zachwyt nowością, przedszkole nie będzie już takie fajne. Sporo dzieci tak ma, że dopiero koło trzeciego dnia zaczyna płakać. U nas na to nałożyło się jeszcze święto i czterodniowa przerwa. W środę Mania popłakiwała, jak mama ją zabierała po 12 - ale popłakiwały też większe dzieci, a jej rówieśnik płakał już na całego. Wczoraj było lepiej, ale Mania rozpłakała się na widok zupy i nie chciała jeść. Wieczorem długo rozmawiałyśmy. Dowiedziałam się, że przedszkole jest niefajne, opiekunowie są fajni, dzieci są fajne i nikt nie bije i nie gryzie, niefajne jest, że trzeba jeść i pić wodę, chociaż nikt nie zmusza do tego ani nie krzyczy, jak się nie je. Szkoda nam strasznie tego małego człowieczka, ale powtarzamy sobie, że wszystkie przedszkolaki tak mają. Zrezygnowałam z fitnessu, żeby wieczorami Mania miała jak najwięcej mamy. Musimy wytrzymać.
15/10
Mania: Mame zieciaje
Ja: Morze Czarne?
Mężny: Mama zostaje!
No kreatywna jestem po tym antybiotyku ;)
18/10 Babcia pije słodzoną herbatę, a Mania co najwyżej dostaje odrobinę miodu. Dzisiaj złapała babci herbatę, napiła się łyka i zapytała: "Zamienimy się?" :)
24/10 Mania siada na nakładkę na sedes
25/10 Odwiedziła mnie koleżanka z niemowlęciem. Marysia od razu złapała swoją książkę, zawołała: "Mania da dzidzi książkę" i położyła jej ją na kolanach <3
Ja: Kto tam?
Mania: Hipotam!
(sąsiadka nauczyła)
Mania: Nie A!
Mężny: Bee
Mania: Nie B!
Mężny: Cee
Mania: Nie C! Nie uczyć!
Mania: Chyba nie.
7:10 rano
Mania: Ciocia! Ciocia!
Ja: Ciocia śpi.
M: Śpi? Nie budzić! Cichutko!
Ja: Dokładnie.
M (po minucie): Stała?
Ja: Śpi. Zobacz cicho.
M (smutno): Leży.
I tak kilka razy.
M: Wujek śpi doma!
Ja: Tak, wujek nie przyjechał i śpi u siebie w domu.
M: Chcesz jeść!
Ja: Jajko?
M: Jajeczko nie.
Ja: To co chcesz jeść?
M: Śniadanko!
DZIEŃ 1
Postój w Zamościu. Na wszystkich zdjęciach robionych szerokokątnym obiektywem zamojski rynek wydawał się większy. Ale i tak jest bardzo ładny.

Czy masz odwagę przejrzeć się w oczach swojego dziecka?
Moja Mania rozmawia z lalkami od kilku tygodni. W pierwszym dniu było: "Chcesz mleka? Taaak! Chcesz mleka? Taaak!" i "AaA (kołysanie i przytulanie) Ciiii, dam ci mleczka". W drugim już "Jedz szybko!". Tak, to ja, bo często rano próbuję się od Mani odkleić, żeby zdążyć do pracy ;) Ale generalnie lale są tulone, lulane i karmione. Na razie nie jest źle :)
Czy Twoje dziecko krzyczy na lalki?
To nie jest dobry znak. Tak naprawdę dużo lepiej byłoby nawet, gdyby ono krzyczało na Ciebie. Bo to pokazuje, że w domu czasem się krzyczy, ale dziecko nie zamyka się w sobie, a artykułuje, co go boli, co mu się nie podoba, ma odwagę wypowiedzieć swoje zdanie. Dziecko krzyczące często na lalki pokazuje, że to jego zakodowany wzorzec komunikacji rodzic-dziecko, ale być może też silniejszy-słabszy.
To dobrze, że patrząc na nasze dziecko, możemy zauważyć sygnały ostrzegawcze dotyczące nas samych.
06/07
Mężny rano: Smutno wyglądasz.
Ja: Nie, po prostu jeszcze się nie obudziłam.
Mania (przez sen): Nie budziaj. Nie budziaj! :)
Ja: Możemy ubrać Mani nowe gumiaki, ale jej kurtka nie wytrzyma długiego deszczu...
Mania: Pajasiol!!! (No jasne, matko, weź się...)
32/52 Maria Montessori, "Mother and a Child" (dla rodzica)
33/52 Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu" (dla dorosłych) - wszyscy wszędzie czytali, a jak przyjaciółka u nas porzuciła swój egzemplarz, postanowiłam przeczytać; pierwsze 100 stron leci dosyć ospale, potem naprawdę się rozkręca
34/52 Ingakku Riukimiuki "Alinka. Złotą gwiazdą kosmos mruga"
35/52 Ingakku Riukimiuki "Alinka. Rybom pięknie błyszczą łuski"
36/52 Eva Susso "Babo chce" - kocham, Mania chyba też, bo kazała czytać trzy razy razy
Ta wyprawa przypomniała mi czasy licealne, gdy wsiadaliśmy w pociąg (od nas jeszcze wtedy jeździł), braliśmy duży plecak na plecy, stare, ale porządne skórzane trapery na stopy (kto wtedy u nas słyszał o gore-texie?) i szliśmy. Słońce czy deszcz - szliśmy. I tak byliśmy rozpuszczeni, bo spaliśmy w schroniskach i nosiliśmy tylko śpiwory w ramach dodatkowego ekwipunku. Mężny na studiach nosił jeszcze namiot i kocher :D
Tym razem plany były duuuużo spokojniejsze, bo braliśmy Manię. Już sama trasa była wyzwaniem, bo kilka godzin w foteliku samochodowym dla dziecka w wieku poniemowlęcym nie jest niczym zdrowym (oczywiście dla niemowlęcia tym bardziej). Wieczorem po pracy, w wigilię Bożego Ciała pojechaliśmy do bliskiej rodziny w Sandomierzu (dłużej niż zwykle z racji ruchu okołoświątecznego), a na drugi dzień do Dwernika z postojem pod Rzeszowem na herbatkę u naszej sąsiadki (z jednej strony drogi były całkiem puste ze względu na święto, a z drugiej raz musieliśmy objeżdżać napotkaną procesję).
W Dwerniku zamieszkaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym pani Basi, której mąż pochodzi z Warszawy (wreszcie ktoś, kto naprawdę p* wszystko i pojechał w Bieszczady?), a sama pani Basia okazała się wielką propagatorką sztuki. Stwierdziła, że ludzie nie czytają, więc postanowiła ich do tego zmusić. Przywitał nas więc okolicznościowy wiersz wypisany na naszych schodach.
Nowa kołyska, bobas i samodzielnie uszyta pościel, bo Mania to też mama (lalkowa)
piątek, 3 czerwca 201615/05
Ja: Marysiu, bo Ty jesteś taki...
Mężny: Psuj!
Mania: Ch*j!
(Bo poprawna wymowa to podstawa ;))
16/05 Zrobiłam mężnemu nudną kanapkę. Mania znowu naprawiła :D
22/52 Robert Romanowicz, "Rymowane cyferki"
23/52 Joceline Sanschagrin, "Kajtuś. Na nocniczku"
24/52 Aleksandra Marinina, "Iluzja grzechu" (dla dorosłych) - zacytuję często pojawiający się komentarz: "Marinina jak zawsze w doskonałej formie"
25/52 "OnoMaTo czyli zabawa dźwiękami - zwierzęta dzikie" - bardzo dobra
26/52 "Czerwona książeczka" wyd. Olesiejuk - niezła
27/52 "Żółta książeczka" wyd. Olesiejuk, odkryta z wieloma innymi dzięki odsunięciu kanapy ;)
28/52 Świętopełk Karpiński "Prawda o tramwajach" - polecam (moja recenzja)
29/52 Fiep Westendorp "W domu, w dziczy, na ulicy. Rozbrykany słownik obrazkowy" - ładny, ale z dosyć specyficzną kreską, bardziej dla dwulatków
30/52 Marcin Brykczyński, Katarzyna Bajerowicz "Opowiem ci, mamo, co robią mrówki" - klasyka książki obrazkowej
Swój wiersz Świętopełk Karpiński napisał z okazji uruchomienia pierwszej warszawskiej linii tramwajowej w XX wieku. Opowiada on zabawną historię o tramwajach, które ścigają się po Warszawie, ale bardzo cierpią, gdy muszą stawać na przystanku, bo czas mija, a tramwaj, który jest przed nimi, ucieka. Jak więc już wszyscy pasażerowie wejdą, to tramwaj goni czym prędzej te z przodu i dzwoni radośnie.
"- Widzisz Helciu, ty jesteś niespokojnym człowiekiem.
Ona:
- Ja jestem człowiekiem?
- No tak. Przecież nie pieskiem.
Zamyśliła się. Po długiej pauzie zdziwiona.
- Jestem człowiekiem. Jestem Helcia. Jestem dziewczynka. Jestem Polka. Jestem córeczka mamusi, jestem warszawianka... Jak ja dużo jestem."
(Janusz Korczak, "Pamiętniki i inne pisma z getta")
Często patrzymy na swoje niemowlęta trochę jak na przedstawicieli innego gatunku. Coś pomiędzy człowiekiem, lalką i psiakiem. Karmimy, przewijamy, sterujemy ich życiem, oczywiście robimy to, jak możemy najlepiej, ale czy czasem nie zapominamy, że to jest CZŁOWIEK? Fizycznie od nas zależny, ale tak naprawdę będący niezależną i indywidualną jednostką.
Disclaimer: Czytacie to na własną odpowiedzialność. Autorka tego wpisu nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne bankructwa finansowe czytających :D
Wydawnictwo Dwie Siostry - relatywnie młode wydawnictwo, ale prężnie się rozwijające i wydające wiele bardzo dobrych książek. I zdobywające wiele różnych nagród i wyróżnień. Jak byłam w ciąży, to jeszcze znałam całą ich ofertę - obecnie troszkę nie nadążam ;)
Tu znajdziemy popularne pozycje jak "Księga dźwięków" Soledada Bravi, "Miasteczko Mamoko" Mizielińskich, ich piękne "Mapy", seria Ulica Czereśniowa R. S. Berner, "Elmer" Davida McKee, książki Oli Cieślak: "Co by tu wtrąbić", "Co wypanda, a co nie wypanda", "Od 1 do 10" czy "Różnimisie" Agaty Królak, a także dla trzylatków "Misiową piosenkę" (miękka). Mężnego na targach zachwyciła pozycja wydana w marcu 2016 "W domu, w dziczy, na ulicy. Rozbrykany słownik obrazkowy", który jest pozycją obowiązkową przy naszych najbliższych zakupach książkowych.
Wydawnictwo Babaryba znane głównie z zakręconych w swej idei książek Herve Tulleta m.i.n. "Naciśnij mnie", "Kolory", "Książka z dziurą", ale też wydanych pod koniec 2015 czterech książeczek dla najmniejszych: "Super tata", "Duży czy mały?", "Już jadę" i "Ufo kuku!". Do tego dorzucić można kilka książek obrazkowych, których kiedyś było jak na lekarstwo, a ostatnio zrobiły się popularne i każde wydawnictwo stara się mieć je w swojej ofercie (mi akurat ten sposób prowadzenia kreski w wydanych książkach mniej się podoba, ale może Mani albo Wam się spodoba). Uwagę zwracają też dwie mniej znane, a polskie i ciekawe książki Wandy Chotomskiej z rysunkami Edwarda Lutczyna, znanego polskiego rysownika o dosyć charakterystycznej kresce: "Kurczę blade" i "Smok ze smoczej jamy" (wydania dwujęzyczne).
"Czy Wasze dzieci mają normalne zabawki?"
"Czy zabawa samochodami jest...nie wiem, jak to ująć-bezproduktywna/niepożądana?
"Jestem tu nowa. Podoba mi się myśl Montessori, chciałabym, żeby moje dziecko, które się niedługo narodzi, mogło się uczyć, nie chciałabym, żeby marnowało czas"
"Czytałam w jakiejś pozycji Montessori <<Im mniej zabawek, tym lepiej. A jeśli zabawki, to coś wnoszące w rozwój dzieci>>. No i zastanawiam się czy misie i lale coś wnoszą czy nie?"
Pomyślałam, o Jezu, co też siedzi w głowach tych rodziców. Przeczytali coś o podejściu Montessori (i chwała im za to, że czytają), a może nie, może tylko gdzieś coś usłyszeli i weszli na forum, usłyszeli coś o zabawkach Montessori, spodobała im się jakaś myśl, wycięli jakiś fragment z kontekstu, w ogóle nie patrząc na aspekt szerzej. Czytałam tylko dwa dzieła Marii Montessori, więc ekspertem od jej pedagogiki nie jestem, ale z tego, co zdążyłam sobie przyswoić jej podejścia do życia, nie wierzę, żeby była wrogiem "zwykłych" zabawek. Moim zdaniem, ona po prostu o nich nie pisała, bo w jej czasach były w domu każdego dziecka i chyba nawet jej się w głowie nie mieściło pomyśleć, że dziecku trzeba wyrzucić lalkę. Dla mnie główne idee pedagogiki Montessori są bardzo zbliżone do mojej ukochanej Korczakowskiej: szacunek dla dziecka, podążanie za dzieckiem, czyli zezwolenie mu na rozwój, kreatywność, samodzielność, traktowanie go jak człowieka (pamiętajmy, że oboje pedagogów nauczało jeszcze w czasach, kiedy mówiono "Dzieci i ryby głosu nie mają"), zwracanie uwagi na jego uczucia i potrzeby, dbanie o higienę i rozwój. Czy myślicie, że którekolwiek z nich zabrałoby dziecku lalkę albo misia? Od razu więc zastrzegam, by po powyższych cytatach nie oceniać metody Montessori, natomiast zachęcam do zapoznania się z nią, bo niesie ze sobą fajne rzeczy i wybrania dla siebie i dziecka tego, co się spodoba.
Mania okazała się dosyć dobrze znosić rozłąkę. Pierwszej nocy obudziła się z płaczem, a moja mama powiedziała jej, że jestem w pracy. Przyjęła to jak gdyby nigdy nic i poszła spać dalej. Ale potem już czuła, że coś jest nie tak - była taka cicha i grzeczna. W szpitalu nie chciała się do mnie przytulić, czułam jakąś rezerwę, może strach, nie wiem, co siedziało w tej małej główce. Nie chciała śpiewać, nie chciała się bawić. Nagle zaczęła się tulić i tak się tuliłyśmy cichutko.
1. Książki - na pierwszym miejscu te Anny-Clary Tidholm, Mania kocha czytać dużo i często. Ostatnio wracam z pracy i słyszę od swojej mamy: "No, Mańka to mi dzisiaj dała w kość!", przed oczami staje mi moje dziecko, które wyrzuca zawartości wszystkich szuflach, nie chce jeść, drze gazety i rozlewa wodę z bidonu, "Kazała mi czytać i czytać, czytać i czytać, już mi literki przed oczami latały..." :D
2. Lalki - dwie zostały nazwane "dzidzi", nie ma bez nich spania, wozi je w wózku cały dzień na zmianę z misiami, buja w swoim bujaku, lula, a-a-a kukika... (=koty dwa) ostatnio dostała kołyskę i mam nadzieję, że lulanie lalek w kołysce zajmie ją na kilka-kilkanaście minut.
3. Wózek dla lalek - służy nie tylko wożeniu lalek i misiów, ale robi za auto służbowe, czyli terenowe. Mania sama wyszukuje sobie tor przeszkód - przejechanie za stołem (jak się jej wózek nie mieści czy nie chce się "złamać" na zakręcie, to jest niezła awantura jeszcze zanim zdążę dobiec i pomóc), po plecaku taty (dlatego drugą czynnością mężnego po przyjściu do domu i ściągnięciu butów jest wyciągnięcie laptopa), po ładowarkach, pod suszarką na bieliznę i suszącymi się ubraniami, są też próby zaparkowania wózka na walizce czy bujaczku.
Ze sprzątaniem nie mam większego problemu, najlepszą moim zdaniem książką, która mi służy, jest ta napisana przez Kim Woodburn i Aggie MacKenzie z popularnego brytyjskiego programu "How Clean is Your House?" (do znalezienia w YT - polecam). Moim zdaniem dużo lepsza od "Perfekcyjnej Pani Domu" (w każdym razie polskiej). Ale z racji tego, że wywiad z panią Kondo został opublikowany w związku z wydaniem jej książki "Magia sprzątania" w Polsce, ascetyczna okładka tej książki pojawiała mi się często przed oczami, nawet w Rossmannie. I zaciekawiała. Gdy więc któraś księgarnia Internetowa wystawiła elektroniczne wydanie za 9,90 zł, złamałam się i kupiłam.
Kiedyś jeździliśmy bez fotelików i żyjemy. Dziecko miało wygodnie, mogło sobie pospać wzdłuż na kanapie.
FAKT Było nam przyjemnie i wygodnie, ale żyjemy tylko dlatego, że nigdy nie ulegliśmy wypadkowi (a w każdym razie nie poważnemu), ALE! to nie znaczy, że wtedy ludzie i dzieci nie ginęli. Po prostu, ilość zabitych i rannych w stosunku do wielkości populacji jest na tyle mała, że prawie nikt z nas nie ma ofiar wypadków samochodowych wśród bliskiej rodziny i najbliższych znajomych. Tak samo jak zapewne nie znamy nikogo, kto zginął w wypadku lotniczym, co wcale nie znaczy, że w takich wypadkach nie ma ofiar śmiertelnych. Niestety w naszym umyśle jest zakodowane, że jak coś nas nie dotyczy, to tak do końca nie istnieje. Jak dobrze pomyślimy, to zwykle jakaś historia nam się przypomni. U mnie w Sandomierzu była kwiaciarnia, do której często zaglądałam - po kwiaty, po ziemię, po różne bibeloty na prezent, bo kiedyś najwięcej ich było w kwiaciarniach. Prowadził ją wesoły młody mężczyzna i jego naprawdę przepiękna żona. Wybudowali dom, rozbudowali kwiaciarnię. Mieli chyba dwoje dzieci. Któregoś dnia mieli wypadek - kierujący mężczyzna wyszedł z niego z obrażeniami, jego żona i dzieci zginęli. Został sam, bez rodziny, w pustym domu, kwiaciarnia podupadła. Widziałam go później na ulicy - wrak człowieka. Być może dzieci miałyby szansę przeżyć porządnie zapięte w dobrych fotelikach (pytanie czy w ogóle miały jakiekolwiek w tamtych czasach). To, że właśnie my żyjemy, znaczy, że mieliśmy szczęście, że nie uczestniczyliśmy w żadnym wypadku (nie mówię o zwykłej stłuczce). Bo gdybyśmy uczestniczyli, mielibyśmy małą szansę na wyjście z niego bez szwanku.
Kiedyś na pierwszym roku studiów poznałam chłopaka z Delhi. Poprosiłam, żeby nauczył mnie wschodniej filozofii, pokazał, co jest w życiu ważne. Powiedział, że nikt mi tego nie pokaże, bo każdy człowiek musi sam w sobie znaleźć swoje szczęście i swoją drogę. Nie chciał być moim nauczycielem, a dzięki temu zdaniu został jednym z ważniejszych w życiu. Mam już swoje szczęście i swoje miejsce na świecie. Nie potrzebuję nauczyciela. Ale jeżeli Ty go jeszcze poszukujesz, popatrz na dziecko. Ono statystycznie śmieje się 300 razy dziennie, a my tylko 10. Żyje tu i teraz. Cieszy się z każdego napotkanego psa, mrówki i kałuży. Ważniejsze jest dla niego być niż mieć.
Jest godzina 8 rano i piękna pogoda w Sanomierzu. Mania karmi i głaszcze koty ciotki i wręcz pieje z zachwytu. Ja wystawiam głowę do słońca, które już praży jak w południe. Będzie naprawdę cudowny dzień. Nie jadłyśmy jeszcze śniadania, ale nigdzie nam się nie śpieszy. Jesteśmy szczęśliwe.
TYPY FOTELIKÓW
Podział wg wagi dziecka
Foteliki następne to foteliki z kategorii wagowej 9-18 kg, 9-25 kg, 0-18 kg i 0-25 kg. Bywają też takie 9-36 kg. U niektórych producentów (ale też w homologacji ECE) można się też spotkać z innym nazewnictwem, tj. 0 (0-9 kg), 0+ (0-13 kg), 1 (9-18 kg), 2 (15-25 kg) i 3 (22-36 kg) wraz z kombinacjami typu 0+/1 (0-18 kg), 1/2 (9-25 kg), 1/2/3 (9-36 kg). Część sprzedawców twierdzi, że foteliki o dużych zakresach wagowych nie do końca nadaje się do wożenia dziecka z dolnej granicy wagowej, gdyż mimo dodatkowych wkładek takie dziecko zapada się w fotelik. Foteliki od 9 kg i tak naprawdę większość fotelików 0-18 kg nie nadają się dla dziecka, które samodzielnie nie siedzi poza 2-3 modelami.
- montaż tylko na pasy samochodowe,
- montaż na isofix i/lub pasy samochodowe.
Foteliki następne montuje się w bazę, która jest na isofix (do 18 kg, bo na tyle obecnie pozwala ten system, trwają rozmowy nad przeniesieniem tej granicy do 22 kg, ale to raczej kwestia kilku lat) lub na pasy. Wiele z nich ma podwójny system montażu, więc te do 25 kg lub 36 kg można np. najpierw montować na isofix, a jak dziecko przekroczy 18 kg, to przepiąć na pasy (isofix najlepiej jest pozostawić, bo dodatkowo stabilizuje taki fotel). Albo w swoim samochodzie wozić na isofixie, a przy okazjonalnym korzystaniu z samochodu, który tego systemu nie ma (np. samochód zastępczy, samochód dziadków) w pasach. Potocznie mówi się, że system isofix jest bezpieczniejszy. Technicznie isofix sam w sobie nie zwiększa bezpieczeństwa przewożenia dziecka, a raczej neutralizuje obniżenie tego bezpieczeństwa z racji niepoprawnego montażu (badania w USA przed wprowadzeniem systemu LATCH, czyli amerykańskiego brata isofixa, pokazały, że 3 na 4 foteliki były źle zamocowane). Dobrze zamontowany fotelik na pasy jest tak samo bezpieczny jak ten na isofixie, jego wadą jest to, że łatwiej jest popełnić błąd przy montażu, pasy trzeba co jakiś czas dociągać i albo za każdym razem luzować pas piersiowy przed wyjęciem dziecka, a po włożeniu ponownie zahaczać go o tył fotelika albo zostawić ten pas zamontowany na stałe i przekładać dziecko nad nim. Minusem isofixa jest to, że, jak twierdzą niektórzy, czasami na opadających w tył kanapach ciężej jest wypoziomować bazę z racji sztywnego przyłącza isofix. Kluczowe jest tu mocne wciśnięcie fotela w brzeg kanapy - mi się w miarę udało, ale też pomogła mi kilkustopniowa regulacja fotelika. Dostępne są też dodatkowe bazy poziomujące.
Podział wg kierunku montażu:
- montowane tyłem (ang. RWF - rear way facing lub RF - rear facing),
Te ostatnie foteliki mają opcję odwrócenia, więc możemy "przekształcić" je z RWF w FWF. Przy czym niektórych modeli można używać tyłem w pełnym zakresie ich wagi (np. Axkid Kidzone 9-25 kg można montować i przodem i tyłem do 25 kg), a w innych istnieje konieczność odwrócenia ich przy pewnej masie/wzroście dziecka (np. Klippan Triofix Recline 9-36 kg można montować na oba sposoby do 18 kg, a powyżej tej granicy tylko przodem). W ramach fotelików obracanych są też foteliki 360 stopni. Ich nie przepina się przód-tył, a obraca na specjalnych łożyskach. Wygodna jest tu możliwość ustawienia ich przodem do drzwi na czas wkładania/wyciągania dziecka.
Podział wg zapięcia dziecka:
- na pasy trzy- lub pięciopunktowe,
- z osłoną tułowia/półką.
Te drugie część testów zdają śpiewająco (np. ADAC i OEAMTC), więc dostały sporo gwiazdek, ale część testów oblewają (np. UTAC). Producenci chwalą się, że w porównaniu do fotelików na pasy dziecko ma więcej swobody, nie ma tu ryzyka zbyt słabego naprężenia pasów, co jest niebezpieczne dla dziecka, oraz momentu w FWFie zawieszenia na pasach i przeciążenia głowy w trakcie uderzenia (odrobina mechaniki ruchu w akapicie Jaki najbezpieczniejszy?), tylko dziecko "leci do przodu, odbija się i wraca", jak to elegancko określił ekspert marki Kiddy tu. Nie mówi tylko, że od tej półki odbija się brzuchem, co może skutkować zmiażdżeniem organów wewnętrznych. Dodatkowo często nie były one w stanie utrzymać dziecka przy dachowaniu, które to ma udział ok. 7,5-8% we wszystkich wypadkach. Właśnie dlatego w 2014 roku zmieniono testy homologacji ECE i dodano do nich dachowanie - po raz pierwszy testy homologacji stały się bardziej rygorystyczne niż niezależne testy jak ADAC, OEAMTC czy ANWB. 7 poprawka do ECE R44/04 wyklucza też foteliki, w których głowy manekina może uderzyć o półkę. Niestety modele, które dostały homologację wg starszych wytycznych mogą być nadal sprzedawane, a na samej naklejce homologacji nie ma informacji, która to wersja, więc jeżeli już ktoś bardzo się napali na taki fotelik, niech chociaż poszuka tych informacji w Internecie. Nadal aktualnym kontrargumentem przeciwko fotelikom z osłoną jest to, że testowe manekiny mają czujniki tylko na szyi i klatce piersiowej, więc ewentualne uszkodzenia wrażliwych organów wewnętrznych brzucha przez osłonę nie są przez te testy wykazywane. Trochę o tym na osiemgwiazdek tu i tu (acz sprzed czasów nowej homologacji) PS. Sami przedstawiciele Cybexa przyznają, że RWF są bezpieczniejsze od ich fotelików, ale swoje foteliki uważają za bezpieczniejsze niż FWF na pasy. Podsumowując, fotelików z półką nie kupujemy.
Miejsca w samochodzie od najbardziej do najmniej bezpiecznego:
- środek tylnej kanapy (jeżeli jej profil i pasy pozwalają na montaż),
- miejsce za pasażerem,
- miejsce za kierowcą,
- miejsce obok kierowcy (tylko przy wyłączonej poduszce powietrznej!).
Więcej szczegółów we wpisie o pierwszych fotelikach w punkcie o tej samej nazwie.
JAK MONTOWAĆ?
Należy dokładnie przeczytać instrukcję montażu i się jej stosować, regularnie naprężać pasy, a o innych istotnych rzeczach przy montażu przeczytasz we wpisie o pierwszych fotelikach w punkcie Jak montować.
Co dzieje się z głową dziecka w trakcie wypadku czołowego? Najpierw ciało dziecka leci bezwładnie do przodu aż jego tułów mocno wbija się w pasy i zatrzymuje się, głowa leci dalej i przy dużej sile jej ciężar łamie kręgosłup (co się dzieje potem nie ma już znaczenia). Przy mniejszej sile uderzenia szyja się nadweręża, ale rdzeń kręgowy pozostaje nienaruszony, za to mózg leci do przodu siłą bezwładności i uderza o czaszkę, co często kończy się wstrząśnieniem mózgu. Brutalne, wiem, przepraszam. Przeszedł Cię dreszcz? Powinien, bo skoro to czytasz, to najpewniej właśnie decydujesz o bezpieczeństwie swojego dziecka. Poniżej filmik wrzucony na YouTube przez tylem.pl
A co z uderzeniem bocznym? Poza bardzo specyficznymi przypadkami (np. samochód wpada w poślizg, przekręca się i uderza bokiem w drzewo czy latarnię albo inny samochód uderza w nasz, gdy właśnie stanęliśmy na parkingu, ale jeszcze nie wysiedliśmy), odbywa się ono zazwyczaj wtedy, gdy oba pojazdy są w ruchu. Wtedy RWF również zwiększa bezpieczeństwo naszego dziecka, bo uderzenie zwykle wyhamowuje naszą prędkość,a siła bezwładności wciska dziecko głębiej w fotelik, a osłony boczne głowy lepiej ją chronią przed uszkodzeniem. W przypadku FWFa siła bezwładności wyrzuca dziecko do przodu aż do jego zatrzymania się na pasach, a jego głowa staje się bardziej odsłonięta, przez co jest większe ryzyko jej uszkodzenia.
W przypadku uderzenia innego samochodu w nasz tył sytuacja jest odwrotna niż przy uderzeniu czołowym. Dziecko w RWFie najpierw jest wyrzucane do przodu na pasy, a potem (gdy samochód uderzający w nasz tył zaczyna hamować) siła bezwładności wpycha go znowu w fotelik. Ale! Tego typu uderzenia charakteryzują się dużo niższą siłą, bo różnica prędkości obu samochodów jest dużo mniejsza (tu prędkości odejmują się), a najczęściej są to małe stłuczki np. przy skrzyżowaniu czy nagle pojawiającym się korku - gdy my już wyhamowaliśmy, a kierowca za nami się zagapił i nie zdążył. Wg foteliki-pod-lupa.pl średnia prędkość przy takich uderzeniach to 30 km/h. Stąd dzieci wychodzą z takich zderzeń z mniejszymi obrażeniami niezależnie od typu montażu fotelika. Potwierdzają to też statystyki - w 2014 roku w przypadku zderzenia tylnego był tylko jeden zabity na 20 wypadków, a przy zderzeniu czołowym jeden zabity na 6 wypadków (na podstawie danych z raportu "Wypadki drogowe w Polsce w 2014 roku" Komendy Głównej Policji).
Inne wpisy z cyklu:
12/52 Ola Cieślak, "Od 1 do 10" - docelowo do nauki liczenia dla trochę starszych dzieci, ale Mania lubi oglądać obrazki ze zwierzętami
13/52 Soledad Bravi, "Księga dźwięków" - świetna książka, ale wykonanie słabe, wszystkie się rozsypują
14/52 Marie Kondo, "Sztuka sprzątania" - druga moja dorosła i nierodzicielska książka od początku roku, która nie ma nic do czynienia z dziećmi, pokładałam w niej duże nadzieje, ale nie porwała mnie (moja recenzja)
15/52 Eva Susso, Benjamin Chaud, "Lalo gra na bębnie" - "must have", tylko miękkie kartki
16/52 "OnoMaTo czyli zabawa dźwiękami - co słychać?" - nowy nabytek mężnego, podobne do "Księgi dźwięków", ale rozbite na kilka książeczek, więc się nie rozpada i wygodnie czyta
17/52 "OnoMaTo czyli zabawa dźwiękami - instrumenty muzyczne"
18/52 "OnoMaTo czyli zabawa dźwiękami - zwierzęta wiejskie"
19/52 Pamela Druckermann, "Dlaczego w Paryżu dzieci nie grymaszą" - polecam każdemu rodzicowi, przeczytana drugi raz
To chyba czwarta albo piąta wizyta Maryni w Zoo. Trzeba korzystać, wiosna przyszła, pogoda piękna, karnety roczne kurzą się w szufladzie. Taka pogoda jest najlepsza na zwiedzanie - temperatura jest optymalna i dla dziecka i dla zwierząt. Przy trzydziestu stopniach w lecie moja córa zdycha tak samo bardzo jak lwy i tygrysy, mimo że to zwierzęta z cieplejszych regionów. Chyba tylko hipopotamom zawsze dobrze, bo mają swoje chłodne bajoro, znaczy basen. Kiedyś zdarzało nam się nawet zaglądać tam okazyjnie w zimie - niezłe pustki były, ale zwierzęta w dużo lepszej formie niż latem. Za to raz nie odśnieżono porządnie uliczek i skakałam przez zaspy o kulach - chociaż raz to zwierzęta miały coś bardziej egzotycznego do oglądania :) W ogóle jak sobie pomyślę o sobie kulawej w lutym w Zoo, to stwierdzam, że jednak niezłymi wariatami kiedyś byliśmy z mężnym.
21/02 Pierwsza samodzielnie ubrana czapka.
25/02 Mania po raz pierwszy zmieniła mi tapetę na tablecie. Na co? No jak na co, na autobus!
20/03 Pierwsze próby zakładania i ściągania spodni
21?/03 Wchodzimy do małego sklepu, ciasno, mężny stawia wózek pod półką ze słodyczami, Mania wyciąga ręce, być może powiedziałam coś w stylu "Przestaw ją pod kurczaki", ale raczej nie. Po kilku minutach Mania pokazuje na rożen, miga "kura" i woła "ko ko ko".
Wydaje się, że nie ma nic bardziej kobiecego niż macierzyństwo. W praktyce jednak większość z nas robi się gruba, nieporadna manualnie, a za boginie płodności mogą uchodzić głównie modelki w ciąży. My bardziej przypominamy ideały neolityczne bądź barokowe. Może nawet nadal podobamy się swoim partnerom, ale sobie samym zwykle nie bardzo. Ja przez pierwsze pół ciąży tyłam książkowo, potem coraz szybciej, w dodatku mocno puchłam. Myślałam o sesji ciążowej, ale odpuściłam, bo i tak nie mogłam patrzeć na siebie na zdjęciach. Nawet nie miałam super dużego brzucha, ale cała byłam taka jakaś... wielka. Wieloryb. Ze dwa tygodnie przed porodem ledwo mogłam się schylić, ale w jakimś desperackim akcie kobiecości zrobiłam sobie sama pedikiur i pomalowałam paznokcie u rąk i nóg.
Leszek Talko, również felietonista w "Twoim Stylu" i piszący do miesięcznika "Dziecko", zebrał różne swoje opowiastki i przemyślenia z tego drugiego miesięcznika do swojej książki. Jej sukcesem jest lekkie pióro autora, olbrzymie pokłady autohumoru i autoironii oraz oczywiście szaleństwa jego syna zwanego Pitulkiem. Nie jest to poradnik (żadnego z nich jak dotąd nie ukończyłam), a raczej anty-poradnik. Z racji sporej ilości czasu w ciąży (kiedy to było?) pochłonęłam ją w dwa wieczory, regularnie wybuchając śmiechem. A potem jej dalsze części, czyli "Dziecko dla średniozaawansowanych" (wprowadzającą siostrę Pitulka Kudłatą) i "Dziecko dla profesjonalistów" (nie nie, na trzecie dziecko się państwo Talko nie zdecydowali).
Świetna, zabawna, chyba trochę przerysowana, myślałam. Po czym weszłam na lubimyczytac.pl odznaczyć książkę, zerknęłam na recenzje: "to dokładnie tak wygląda", "wydawała mi się wesoła, choć nieco przekoloryzowana. Cóż, dziś mogę powiedzieć, że jest to dokładny opis tego, co może spotkać młodych rodziców...". Ups. Serio?! Nikt nie mówił, że dzieci są takie straszne. Poczułam lekki niepokój.
Ostatnio Zalando.pl miało obniżki posezonowe do nawet 70% i udało mi się kilka rzeczy upolować. Dobre marki, o długiej żywotności, parę rzeczy na wyrost. Kiedyś byłam oporna wobec zakupów ubraniowych przez Internet, ale przekonała mnie głównie darmowa wysyłka i odsyłka niepasujących rzeczy. Do tego oszczędzam czas, a jak się dobrze trafi, to ceny są sporo niższe niż w outletach. Dodatkowo za newsletter jest 40 zł zniżki za zakupy min. 200 zł.
Mania odmówiła kąpania i padła. Dzięki temu, gdy zasypiała, mogłam ostatni raz wtulać się w jej włosy pachnące piaskiem, wiatrem i słońcem...
Było bardzo fajnie. Mania chłonęła nowe miejsca, w ogóle zapominając o zabranej lali i książkach (które ratowały nas w samolocie i czasem rankami przed godziną 8.00). Zapomnieliśmy też smoczka, ale nie był potrzebny. Dużo wrażeń: plaże, piasek, autobusy, samoloty, prom, konie na promie i w dorożkach, głaskanie sowy na plaży - nie dało się nudzić. Do tego ciągle mama i tata.
Urlop trochę nieplanowany. Okazało się bowiem, że moja mama, a Marysi Bunia (parafrazując "Mikołajka") podupadła trochę na zdrowiu i jutro jedzie do sanatorium, a na jesieni ma operację po której będzie potrzebować opieki. Stąd też trzymam większość urlopu na jesień, a skoro teraz i tak muszę wziąć wolne, żeby siedzieć z Marysią, to jest to jedyna szansa na przyspieszone wakacje :)
Urlop bardzo potrzebny, bo ostatnio chodzę strasznie niewyspana i zmęczona. Do tego szarzyzna, chłód, nadal dłuższe noce od dni i brak słońca. Mylę w pracy klientów, piję już po dwie kawy, ziewam jak wariatka po wyjściu na powietrze. Nic mi się nie chce. Wam pewnie też ;)
Urlop tak nierealny w mojej głowie, że dopiero w samolocie zaczęło do mnie docierać, co się dzieje. A lecimy, bo miało być choć trochę cieplej niż w Polsce, ale znowu lot miał nie przekraczać czterech godzin, bo szkoda mi było dziecka.
Znalazłam więc i zainstalowałam darmową aplikację Zanieczyszczenie Powietrza, a na pulpit telefonu wrzuciłam jej widget. Wygląda on tak:
Mania kocha autobusy. To bez wątpienia numer jeden. Potrafi leżeć na spacerze w wózku, prawie spać, oczy półprzymknięte, ale jednak przez tę szparkę kontroluje otoczenie, bo nagle: "Yyy (dźwięk nagłego zapowietrzenia się), ałbu!!!!!". W domu pokazuje na telewizor i woła tak samo, tylko już bez problemów respiracyjnych.
Na drugim miejscu są ex aequo psy oraz niemowlęta i małe dzieci. Dwie lalki też podchodzą pod kategorię "dzidzi". Mania nosi je, układa na poduszkach, lula, przykrywa, karmi. Nie da się bez nich zasnąć - przed spaniem jest akcja wyprawki do łóżka, czyli jedno dzidzi, drugie dzidzi, flanelka do przykrycia dzidzi. Mania nadal nienawidzi przykrywania, ale czasem wkłada nogi w zabawie pod kołdrę i woła, że też jest dzidzi. Wózkom też nie przepuszcza - najchętniej zajrzałaby do każdego. Na dzień dziecka na pewno dostanie kołyskę dla lalek.
5/52 Anna-Clara Tidholm, "Jest tam kto?"- jak wyżej (moja recenzja)
7/52 Marcin Brykczyński, "Opowiem ci, mamo, co robią auta" - obrazkowa, całkiem fajna
8/52 Daniel i Aleksandra Mizielińscy, "Mam oko na litery" - obrazkowa, oryginalnie do zabawy z alfabetem ("Znajdź na stronie 20 rzeczy na literę A" -z tym mierzę się z mężnym i wcale nie jest łatwo), Mania ogląda i pokazuje mi różne rzeczy, próbuje wymawiać słowo albo wydawać dźwięk (auto, konik, bęben...)
9/52 "Moje pierwsze kształty" - rysunki bardziej niemowlęce, ale same kształty celujące w starsze dziecko, na Mani w ogóle nie robi wrażenia
10/52 Krzysztof Sąsiadek, "Zabawy paluszkowe" - fajna książka z różnymi starymi zabawami typu "Tu sroczka kaszkę warzyła" oraz nowymi napisanymi przez autora, oczywiście do zabawy i stosowania, a nie tylko do przeczytania od deski do deski
11? Czytam obecnie po raz drugi rewelacyjny "poradnik" pana Talko, który czytałam w ciąży i mocno się uśmiałam, ale wydawał mi się przerysowany, więc postanowiłam teraz przeczytać go jeszcze raz i to zweryfikować z perspektywy rodzica.